Poniedziałek po Wielkiej Nocy to nie koniec świętowania, a właściwie… jego mokry początek! Kiedy już znudzi nam się siedzenie przy stole i trzecie podejście do żurku spotka się z oporem żołądka, nadchodzi czas na chwilę szaleństwa z wiadrem w dłoni (albo plastikową butelką z celownikiem snajpera). Drugi dzień Świąt Wielkanocnych, czyli Lany Poniedziałek, to święto szczególne — pełne śmiechu, bieganiny i tradycji sięgających czasów, gdy król Jagiełło uczył się angielskiego.
Skąd ten cały Lany Poniedziałek?
Historia Lanego Poniedziałku, zwanego też Śmigusem–Dyngusem, sięga czasów pogańskich – zanim jeszcze ktoś wpadł na pomysł, że święta to czas refleksji, spokoju i pastelowych serwetek. Początkowo oblewano się wodą na znak oczyszczenia i obietnicy płodności – bo nic tak nie zwiastuje urodzaju, jak mokra koszula z rana. Z biegiem lat zwyczaj przeniknął do tradycji chrześcijańskich i dziś figuruje jako jedna z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych tradycji wielkanocnych w Polsce.
Jak przystało na tradycję – kto oblewa, a kto ucieka?
Dawniej w Lany Poniedziałek to kawalerowie oblewali panny, a intensywność polewania była odwrotnie proporcjonalna do liczby potencjalnych konkurentek. Mówi się, że im bardziej mokra dziewczyna, tym większe jej szanse na szybkie zamążpójście. Dziś zasady się trochę zatarły i każdy oblewa każdego, bez względu na status społeczny, wiek czy ulubiony program telewizyjny. Lejek, kubek, zraszacz do kwiatków – wszystkie sposoby są dozwolone, o ile kończą się śmiechem, a nie pogotowiem ratunkowym.
Woda wodą, a co z innymi zwyczajami?
Choć najbardziej spektakularna część drugiego dnia Świąt Wielkanocnych odbywa się z udziałem cieczy, warto pamiętać, że Lany Poniedziałek to nie tylko atak na suchą bieliznę przechodniów. W wielu regionach Polski do dziś praktykuje się tzw. wykupywanie się – młode dziewczyny, oblawszy się już dostatecznie, obdarowują swoich kawalerów pisankami, słodyczami lub… kieliszkiem czegoś rozgrzewającego. To taki świąteczny barter: ja cię poleję, ty dasz mi jajko.
Nowoczesne podejście: miejskie lanie z klasą
Oczywiście, nie każdy mieszka w wiosce, gdzie wiadro z wodą stoi pod każdą furtką. W miastach Lany Poniedziałek przybiera bardziej… cywilizowaną formę. Nie oznacza to jednak, że jest mniej radosny. W parkach i na osiedlach dzieci (i dorośli z duszą dziecka) chowają się za drzewami z pistoletami na wodę, a niektórzy nawet organizują bitwy wodne na dużą skalę. Warto jednak pamiętać o jednym: nie każdy ucieszy się z mokrej marynarki prosto od krawca, więc dobrze jest najpierw ocenić humor ofiary, zanim stanie się ona fontanną żalu i nieszczęścia.
Czy Lany Poniedziałek obchodzony jest tylko w Polsce?
Choć w Polsce Lany Poniedziałek to istne narodowe święto chlapania, także w innych regionach Europy spotyka się podobne zwyczaje. Na Słowacji i Węgrzech również oblewają kobiety wodą (czasem z dodatkiem perfum!), co ma równie magiczne znaczenie co u nas. W Niemczech i Wielkiej Brytanii z kolei święta kończą się raczej spacerami i podziwianiem kwiatów niż osobistą inwigilacją wanny. Ale nie oszukujmy się — to Polska jest liderem w dziedzinie biodegradowalnej amunicji wodnej.
Mokra niespodzianka – co jeszcze warto wiedzieć?
Współczesny Lany Poniedziałek to nie tylko obyczaj, ale także świetna okazja do integracji. Szkoły, domy kultury, a nawet centra handlowe (tak, woda i kafelki to duet marzeń) organizują eventy tematyczne. Warto też dobrze zaplanować garderobę – najlepiej sprawdza się coś szybko schnącego lub… folia malarska. A jeśli ktoś nie lubi być zaskakiwany, warto zostać w domu i pooglądać wszystko przez okno – z kubkiem herbaty i suchym szlafrokiem.
Drugi dzień Świąt Wielkanocnych to czas radości, spontanów i nieoczekiwanych przemoczeń. Bez względu na wiek, status społeczny czy ubiór – każdy może wziąć udział w tej wodnistej celebracji końca Świąt. Oby tylko pogoda dopisała, bo jak wiadomo, polewanie wodą przy 3°C to już nie tradycja – to hartowanie narodu!