Mokre niespodzianki w czterech ścianach
Jeśli pewnego dnia z przerażeniem zauważysz, że w kącie twojego salonu wyrósł „miniaturowy las deszczowy”, to wiedz, że nie jesteś sam. Wilgoć i grzyb nie pytają o pozwolenie – po prostu wchodzą i rozgaszczają się na dobre. A Ty, zamiast cieszyć się aromatem świeżo parzonej kawy, zaczynasz węszyć podejrzane nuty stęchlizny. I wtedy pojawia się pytanie – mór czy mur? No właśnie, zanim zaczniesz szukać firmy remontowej, dobrze jest zrozumieć z kim (lub z czym) toczysz wojnę…
Co to właściwie jest ten „mór” i czy występuje w przyrodzie?
Na wstępie jeden porządek językowy – nie popełnij podstawowego błędu. Choć „mór” brzmi groźnie (niczym nowa postać z Gry o Tron), to nie ma nic wspólnego z wilgocią. To archaizm oznaczający zarazę lub śmiercionośną chorobę – i choć wilgoć bywa wkurzająca, do dżumy jej daleko. Prawidłowo będzie mówić mur (ten z cegieł), który może być przesiąknięty wilgocią. A jeśli nadal masz wątpliwości, polecamy wpis: mór czy mur.
Kiedy mur płacze, czyli skąd się bierze wilgoć?
Mur to nie fontanna, a mimo to potrafi „zrosić” wewnętrzną stronę ściany jak poranna mgiełka na szybie. Skąd się to bierze? Winnych jest kilku: słaba izolacja fundamentów, nieszczelny dach, nieszczęsna rynna czy nawet zbyt szczelne okna (paradoks XXI wieku). Zimą winą często jest różnica temperatur i zła wentylacja, która zamienia dom w duszną saunę. A gdzie wilgotno, tam grzyb wchodzi jak do siebie.
Domowy grzybio-patrol: jak rozpoznać nieproszonych lokatorów?
Grzyb nie nosi kapelusza i nie rośnie tylko w lesie. W domu najczęściej przybiera formę szarobrunatnych plam na ścianie, czasem zielonkawego nalotu albo białych wykwitów jak sól morska. Zasadniczo – cokolwiek dziwnego na murze to sygnał alarmowy. Jeśli widzisz farbę odpadającą płatami, zapach jak z długo nieotwieranego piwnicznego schowka – czas działać. Pamiętaj, grzyb nie tylko psuje estetykę. Może skutecznie zniechęcić Twoje płuca do współpracy.
Leczenie wilgoci – domowe triki i profesjonalna artyleria
Na lekkie objawy grzyba warto sięgnąć po naturalne sposoby: ocet, soda oczyszczona czy olejek z drzewa herbacianego potrafią zdziałać cuda. Ale uwaga – to jak posmarowanie złamanej nogi maścią przeciwbólową. Skutecznie, ale tymczasowo. Kiedy grzyb zadomowił się na dobre, potrzebujesz specjalistycznych środków grzybobójczych, a czasem i ekipy, która wie jak rozkuć, wysuszyć i zabezpieczyć mur na lata. Nie daj się zwieść – malowanie „na grzyba” farbą kryjącą działa jak zamiecenie śmieci pod dywan. Szybko wrócą z podwojoną siłą.
Prewencja, czyli jak nie dopuścić do folwarku pleśniowego
Najlepszy sposób na grzyba? Nie dopuścić do jego zamieszkania. Oto złoty dekalog: wietrz regularnie dom, używaj osuszaczy powietrza, izoluj ściany, nie zasłaniaj grzejników ciężkimi zasłonami (one lubią wilgoć), a kwiaty doniczkowe rozmieszczaj z umiarem (to nie jest dżungla, naprawdę). Równie ważna jest regularna kontrola stanu technicznego dachu i rur. Bo każdy odpływowy niedzielni hydraulik może zamienić Twój salon w bagno.
Wilgoć i grzyb to temat, który nikomu nie spędza snu z powiek – dopóki nie poczujesz zapachu „skisłego skitu”. I wtedy człowiek się budzi, a w głowie krąży pytanie: mór czy mur? Bez paniki, z odpowiednią wiedzą i odrobiną determinacji da się go pokonać. Mury oczywiście – nie mory. Regularne przeglądy, dobra wentylacja i szczypta domowego sprytu potrafią zdziałać cuda. A jeśli jednak dopadło Cię grzybowe tsunami – wiedz, że są specjaliści, którzy bez litości wypalą zarodniki ogniem (no dobrze, może nie dosłownie – ale równie skutecznie). Czyli – nie daj się grzybowi. Twoje mury zasługują na więcej!